April.
Wybiegłam ze stołówki za Ethanem próbując go dogonić. Kiedy znalazłam się na szkolnym korytarzu nie było po chłopaku żadnego śladu. Przepadł jak kamień w wodę. Oparłam głowę o ścianę delikatnie waląc w nią dłonią. Zaczęłam się zastanawiać, czy może Ethan miał rację? Możliwe, że mi się przesłyszało. Może naprawdę mówił o swojej siostrze? Jednak, ta sprawa była dla mnie zagadką. Skoro chodziło tutaj o rodzinę, to dlaczego nic go nie ruszyło? Nie załamał się. Bardziej się wściekł. Chciałam dowiedzieć się więcej.
Postanowiłam pójść pod dom Justina, w sumie, teraz to był dom Ethana. Odepchnęłam się dwoma rękoma od ściany ruszając ku drzwiom. Musiałam wymyślić plan, jak wyjść ze szkoły jednocześnie nie będąc zauważoną, ale z tym akurat nie było problemów. Wszyscy uczniowie byli zgromadzeni w stołówce, z czego kilku nauczycieli miało tam dyżur. Reszta siedziała zamknięta w klasach, albo w pokoju nauczycielskim. Jedynym problemem mogło być to, jeśli któremuś z nauczycieli nagle zechce się wyjść z "twierdzy", albo dyrektorkę najdzie ochota na wyglądanie przez okno. Chwilę krążyłam po korytarzu, kiedy nagle ujrzałam nad głową napis "Wyjście ewakuacyjne". Klasnęłam w dłonie. To było to, czego szukałam. Poszłam w stronę, gdzie prowadziła mnie strzałka. Po chwili stałam już przed ogromnymi, szarymi drzwiami, które na szczęście, były otwarte. Były dosyć ciężkie, jednak szybko się z nimi uporałam wybiegając z terenu szkoły. Dla chcącego, nic trudnego, no nie?
Po upływie 20 minut znalazłam się pod domem Ethana. Zaczęłam pukać w drzwi, próbując się do niego dobić, jednak wyszło to na marne. Najprawdopodobniej nie było go w domu. Usiadłam na schodkach przed drzwiami, tak samo jak kiedyś. Tak samo jak wtedy, kiedy potrzebowałam Justina. Z oczu poleciało mi kilka łez, które natychmiast starłam wierzchem dłoni. Miałam dać sobie spokój z tym dupkiem, halo ziemia do April. - karciłam się w myślach. Justin jest już dla Ciebie nikim. - powtarzałam sobie. I w tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że się okłamywałam. Przecież gdyby był dla mnie nikim, nie siedziałabym tutaj, nie próbowała dobijać się do Ethana, nie przejęłabym się tą sytuacją tak bardzo, jak zrobiłam to na stołówce. Opuściłam głowę w dół z nadzieją, że za chwilę nadejdzie jakieś zbawienie, które wyciągnie mnie z tego ciągłego rozmyślania.
- O, a Ty znowu tutaj. - usłyszałam głos znajomej kobiety. Byłam pewna, że już kiedyś miałam z nim styczność, jednak nie mogłam sobie przypomnieć kiedy, co, jak i gdzie. Uniosłam wzrok do góry. Zauważyłam starszą kobietę, która stała przede mną trzymając w rękach siatki. Charakterystycznie upięte włosy, głos, ubiór. Już wszystko miało jakąś wspólną całość.
Kobieta, która miała zajmować się domem, kiedy Justina nie było w mieście. - odpowiedziałam sobie w myślach na wcześniej zadane pytanie.
- Tak, jestem tu z powodu Ethana. Pani wynajmowała mu dom, prawda?
- Tak to prawda. Coś się stało? - spojrzała na mnie marszcząc czoło i poprawiając okulary.
- Czy on ma siostrę?
- Kiedy go poznawałam, to nie wspominał nic o niej. Najlepiej byłoby, gdybyś sama go o to zapytała.
- Problem w tym, że nie ma go w domu.
- Jak to? - poruszyła głową na boki. - Ethan właśnie stoi w oknie. - odparła pokazując dłonią. Automatycznie się odwróciłam zauważając zakłopotaną minę Ethana. Kiedy zniknął mi z oczu spojrzałam na kobietę ponownie.
- Dziękuję. - zaśmiałam się wstając z miejsca i rzucając się na drzwi. Zaczęłam walić w nie pięściami na zmianę z otwartymi dłońmi. Byłam wściekła i trochę rozbawiona tą sytuacją. Ethan chwilowo w oknie wyglądał, jakby się mnie bał. Złość we mnie wzrastała z każdym, mocniejszym uderzeniem. Jak można być takim idiotą i udawać, że nie ma go w domu?
- Ethan, otwórz drzwi, albo wyważę te cholerstwo! - zaczęłam krzyczeć próbując je przepchnąć. Chłopak zaczął powoli otwierać drzwi. Wściekła weszłam do mieszkania odwracając się do niego przodem i kaszląc tak, aby dać mu znak, że ma się do mnie odwrócić. Wiedział o co mi chodzi, więc zrobił to, co miałam na myśli.
- Powiesz mi, co to miało znaczyć? Kim jest dla Ciebie Justin? Skąd go w ogóle znasz? - zaczęłam krzyczeć.
- Nie powiem Ci, nie mogę.
- W tej chwili masz mi powiedzieć. Na pewno wiesz, co z nim teraz jest. Ethan, powiedz. - wzięłam głęboki wdech.
Chłopak zaczął wędrować po przedpokoju kierując się w stronę salonu. Poszłam za nim nic nie mówiąc z cichą nadzieją w środku, że w końcu się czegoś dowiem. Kiedy znaleźliśmy się w salonie Ethan usiadł na kanapie, a ja stanęłam przed nim.
- A więc?
- Nie April, nie powiem Ci. Nic Ci nie powiem. - wzruszył ramionami. Znowu złość zaczęła we mnie rosnąć, wzrastała szybciej, niż przedtem. Próbując się uspokoić spojrzałam na chłopaka siadając na ziemi.
- W takim razie zacznijmy inaczej. Ethan, dlaczego skłamałeś w kwestii z siostrą? - uniosłam brwi do góry oczekując odpowiedzi.
- Czy to ważne? Przecież i tak już o wszystkim wiesz. - wzruszył ramionami opierając ręce na oparciu kanapy.
- Nadal o niczym nie wiem. To, że znasz Justina to nie jest nawet połowa tego, co chcę i o czym powinnam mieć świadomość.
Chłopak spojrzał na mnie opierając łokcie na kolanach. Chowając twarz w dłoniach głośno westchnął. Spojrzałam na niego drapiąc się po czole. Za pewne wiedział jakie relacje miałam z Justinem, wiedział wszystko, byłam tego pewna. Skoro wiedział, dlaczego nie powie mi co u niego? Dlaczego nic mi nie powie?
- April. - usłyszałam ciche szepnięcie chłopaka. Odwróciłam w jego stronę głowę i kiwnęłam głową pozwalając mu dokończyć to, co chce powiedzieć. - Bo to jest tak, że Justin i ja to dobrzy kumple. - spojrzałam na niego kiwając głową. - Poprosił mnie, żebym Cię pilnował, bo sam nie mógł tego zrobić. Wiedział, że namiesza Ci w życiu, a nie chciał tego zrobić.
- Mhm.
- Problem tkwi w tym, że Justin wyjechał do Londynu. Miał wczoraj wypadek, muszę do niego jechać. A Ty tak naprawdę, nie powinnaś wiedzieć tutaj o niczym. - pokręcił głową.
- Lecisz do niego?
- Tak.
- Lecę z Tobą.
- April nie możesz.
- Ethan pozwól mi. Muszę z nim porozmawiać. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Dobra, dzisiaj o 2 mamy wylot. O 12 będę po Ciebie. - cicho westchnął.
Uśmiechnęłam się sama do siebie wstając z miejsca. Pożegnałam się z Ethanem i wyszłam z mieszkania kierując się ku swojemu domowi. W głębi strasznie cieszyłam się z tego, że w końcu zobaczę Justina, jednak bałam się, że jego widok, stan w jakim jest obecnie może mnie przerazić.
***
Kilka minut przed 12 postanowiłam zostawić liścik dla mamy powiadamiający ją dlaczego nie ma i nie będzie mnie przez dłuższy czas w domu. Usiadłam przy biurku próbując zebrać myśli. Nie miałam pojęcia, co powinnam jej napisać. Nie chciałam, żeby to brzmiało jakoś "Hej mamo, jadę sobie do Londynu. Wrócę dosłownie za kilka dni, nie bądź zła." Oparłam łokcie na blacie biurka zastanawiając się od czego zacząć. Chwytając długopis w rękę zaczęłam bazgrać coś na kartce.
"Hej mamo. Na sam początek, proszę Cię nie bądź na mnie za to zła. Mam bardzo ważną sprawę do załatwienia w Londynie. Obiecuję, że po powrocie o wszystkim Ci opowiem. Wrócę za kilka dni, góra tydzień. Uwierz, jestem w dobrych rękach. Jak coś to dzwoń, tylko proszę, nie denerwuj się niepotrzebnie. Wrócę cała.
- Ogarniesz się w końcu Ethan? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Co Cię tak śmieszy?
- Widok dziewczyny wychodzącej oknem nie jest codziennością. - pokręcił głową i odpalił samochód.
Ethan.
Pasażerowie lotu 8829 do Londynu proszeni są o ustawienie się przy bramce numer 4. Powtarza, pasażerowie lotu 8829 do Londynu proszeni są o ustawienie się przy bramce numer 4. Dziękuję.
Wstając z miejsca równo z April złapałem swój i jej bagaż w ręce. Kierowaliśmy się w stronę naszego wyjścia. Odkąd pojawiliśmy się na lotnisku po głowie chodziła mi tylko myśl, co takiego zrobił Justin, że trafił do szpitala. Chłopak jest nieobliczalny. Bójka? Jakiś napad? Zwykły wypadek? Nie miałem pojęcia. Wiem tylko tyle, że porządnie mi się od niego dostanie, kiedy zobaczy mnie z April. Nie chciał, żeby dowiedziała się, gdzie jest. Nie chciał po prostu jej martwić i zwalać na nią kolejnych problemów. Sądzę, że zachował się jak dzieciak. Po prostu uciekł, zamiast stawić czoła swojemu dziwnemu przypadkowi. Ale zrobił jak chciał, teraz będzie miał nauczkę i zobaczy, co mógł stracić gdyby nie ja.
- Ethan, wszystko w porządku? - z zamyśleń wyrwał mnie głos April.
- Tak tak. Wyciągnij bilety. - posłałem jej uśmiech.
Dziewczyna wyciągnęła je z kieszeni kurtki. Kiedy nadeszła nasza kolej sprawdzenia biletów wziąłem głęboki wdech, no Justin za kilka godzin się zobaczymy.
***
Lot samolotem minął nam spokojnie. April przez połowę lotu spała, co mi też się udzieliło. Bez żadnych problemów dotarliśmy na miejsce. Wychodząc z samolotu próbowałem włączyć telefon, który niestety wcześniej musiałem wyłączyć. Kiedy znaleźliśmy się na lotnisku ruszyliśmy po odbiór naszych bagaży. Znudzona April usiadła na wózku, gdzie miałem położyć walizki. Stanąłem w kolejce oczekując, aż w końcu taśma ruszy.
- Jezu Ethan, przyśpiesz to. Chce mi się spać. - usłyszałem głos zaspanej April.
Zaśmiałem się, a kiedy taśma ruszyła zacząłem przypatrywać się walizkom. Kiedy zauważyłem nasze bagaże szybko je złapałem i zaniosłem na wózek. Położyłem je na ich miejscu jednocześnie pomagając wstać dziewczynie i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Pakując walizki do lotniskowej taksówki zacząłem wypytywać się kierowcy o szpitale.
- Wiesz chłopcze, w Londynie jest wiele szpitali. - zaśmiał się. - Ostatnio słyszałem o jakimś wypadku samochodowym. Podejrzewam, że mężczyzna trafił do Reymond Hospital.
- A może mi pan powiedzieć, na jakiej ulicy się znajduje? Ten chłopak to najprawdopodobniej mój kolega. - spojrzałem na mężczyznę błagalnym wzrokiem.
- Na Judes Street, nie jestem pewny tylko, czy Cię tam wpuszczą. Ponoć jest w tragicznym stanie. - odparł zamykając bagażnik.
***
Kiedy znaleźliśmy się w hotelowym pokoju opadłem na swoje łóżko. Nie rozpakowując walizek we dwójkę od razu zasnęliśmy na swoich miejscach.
Budząc się rano dostrzegłem, że łóżko April jest puste. Rozciągnąłem się i wstając z miejsca rozejrzałem się po pokoju powoli kierując się do łazienki. Drzwi zamknięte - szykuje się na spotkanie Justina, czy jak?
- Nie strój się za bardzo, bo nawet nie wiadomo, czy nas do niego wpuszczą.
- Co powiedziałeś? - wyjrzała przez drzwi patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Porozmawiamy w drodze, a teraz wychodź.
Wyszła z łazienki, w której ja znalazłem się zaraz po niej. Wziąłem szybki prysznic i owijając ręcznik wokół bioder poszedłem do sypialni po jakieś ciuchy, z którymi ponownie wróciłem do toalety. Szybko się przebrałem i wracając do April przeciągnąłem się.
- Gotowa?
- Od wczoraj. - zaśmiała się wstając z kanapy.
Podszedłem do drzwi otwierając je i przepuszczając ją pierwszą. Zamknąłem je za sobą i chowając ręce w kieszeniach spodni poszedłem na dół za April. Pod hotelem jak zwykle stało pełno taksówek, wsiedliśmy do jednej z nich. Podałem kierowcy adres o którym dowiedziałem się w nocy od lotniskowego taksówkarza. Uśmiechnął się kiwając przy tym głową i ruszył przed siebie.
April.
Kiedy znaleźliśmy się przed szpitalem serce biło mi jak oszalałe, jakby miało zaraz wyskoczyć. Brałam ciężkie, głębokie wdechy. Bałam się, tak strasznie bałam się widoku Justina, jego stanu. Bałam się teraz w sumie wszystkie, co było związane z nim. Ethan złapał mój nadgarstek delikatnie go ściskając i weszliśmy do środka ogromnego budynku. Sam zapach unoszący się wewnątrz budynku przyprawiał mnie o dreszcze i mdłości. Nie mogłam go określić, po prostu pachniało tu szpitalem.
Ethan zaczepił jedną z pielęgniarek, która wysłała nas do jakiegoś lekarza, z którym chłopak uciął sobie dosyć długą pogawędkę. Nie chciało mi się czekać, więc ruszyłam na mały "spacerek" między salami. Rozglądałam się przez małe szybki, przez które był widok na ich wnętrze. Łóżka obłożone skórzanym materiałem, na to biała pościel. Pełno kroplówek oraz innych urządzeń, które były przeznaczone do rzeczy dla mnie nierealnych. W niektórych salach leżały dzieci, w innych młodzi ludzie. Zdarzały się też sale puste, lub przepełnione staruszkami. Przechodząc już obok sali przy której miałam zawracać zobaczyłam przez okienko, że w sali leży jedna osoba. Jej wygląd był straszny. Twarz cała we krwi, posiniaczona. Na głowie bandaż. Podbiegłam bliżej okienka przypatrując się mężczyźnie. Serce zaczęło mi bić szybciej.
- Boże, Justin. - wyszeptałam kładąc dłoń na szybie, a z moich oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy, które szybko przemieniły się w płacz. Odwróciłam się tyłem do drzwi zjeżdżając po nich na dół. On tam leżał, nie wiem nawet czy oddychał. Był tam, na łóżku. Cały we krwi, w siniakach, poobijany. Ten Justin, który uratował mi życie, w każdej chwili może stracić swoje.
Poczułam cudze ręce oplatające moje ciało. Uniosłam wzrok do góry widząc Ethana, który pomagał mi wstać z zimnej, szpitalnej podłogi. Mocno przytulił mnie do siebie patrząc w stronę szyby.
Justin.
Nie miałem pojęcia co się stało. Próbowałem się przebudzić, kiedy chciałem otworzyć oczy miałem wrażenie, że coś mocnego mi je przytrzymuje i uniemożliwia mi tę czynność. Następnie próbując się podnieść poczułem straszny ból w klatce piersiowej, oraz w tylnej części głowy. Moją reakcją było ciche syknięcie i ponowne oklapnięcie na łóżko. Próbując przyzwyczaić się do rażącego światła, zauważyłem, że jestem w szpitalu, jednak nadal nie miałem bladego pojęcia co się takiego stało, że tutaj jestem. Próbując odwrócić głowę, by bardziej rozejrzeć się po pomieszczeniu w okienku drzwi zobaczyłem Ethana. Mimowolnie uśmiechnąłem się w jego stronę, co chłopak zauważył i odwzajemnił. W jego ramionach zauważyłem brunetkę. Może w końcu znalazł sobie dziewczynę? Zaśmiałem się. Patrząc tak nadal na tę dwójkę zobaczyłem, że brunetka zaczęła się odwracać w moją stronę. W końcu zobaczę, jak będzie wyglądała moja "szwagierka". Te same rysy twarzy, zapłakane oczy, te włosy.
- April...-wycedziłem przez zęby. Ostatni widok, który zapamiętam przed kolejną utratą przytomności to jej zapłakana twarz, która właśnie przylegała do drzwi, próbując mnie zawołać.
______________________________________________
Hej. Tu @jvstindxrg, od dzisiaj jestem współtwórcą treści tego fanfiction. Rozdział jest mojego autorstwa, wybaczcie każdy błąd, ale dopiero się rozkręcam. Kto by pomyślał, że będę pisała Relief, skoro pamiętam, jak spamowałam do autorki o nowy rozdział? Hahahaha, omg :D
Czytasz - komentujesz. :)
Postanowiłam pójść pod dom Justina, w sumie, teraz to był dom Ethana. Odepchnęłam się dwoma rękoma od ściany ruszając ku drzwiom. Musiałam wymyślić plan, jak wyjść ze szkoły jednocześnie nie będąc zauważoną, ale z tym akurat nie było problemów. Wszyscy uczniowie byli zgromadzeni w stołówce, z czego kilku nauczycieli miało tam dyżur. Reszta siedziała zamknięta w klasach, albo w pokoju nauczycielskim. Jedynym problemem mogło być to, jeśli któremuś z nauczycieli nagle zechce się wyjść z "twierdzy", albo dyrektorkę najdzie ochota na wyglądanie przez okno. Chwilę krążyłam po korytarzu, kiedy nagle ujrzałam nad głową napis "Wyjście ewakuacyjne". Klasnęłam w dłonie. To było to, czego szukałam. Poszłam w stronę, gdzie prowadziła mnie strzałka. Po chwili stałam już przed ogromnymi, szarymi drzwiami, które na szczęście, były otwarte. Były dosyć ciężkie, jednak szybko się z nimi uporałam wybiegając z terenu szkoły. Dla chcącego, nic trudnego, no nie?
Po upływie 20 minut znalazłam się pod domem Ethana. Zaczęłam pukać w drzwi, próbując się do niego dobić, jednak wyszło to na marne. Najprawdopodobniej nie było go w domu. Usiadłam na schodkach przed drzwiami, tak samo jak kiedyś. Tak samo jak wtedy, kiedy potrzebowałam Justina. Z oczu poleciało mi kilka łez, które natychmiast starłam wierzchem dłoni. Miałam dać sobie spokój z tym dupkiem, halo ziemia do April. - karciłam się w myślach. Justin jest już dla Ciebie nikim. - powtarzałam sobie. I w tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że się okłamywałam. Przecież gdyby był dla mnie nikim, nie siedziałabym tutaj, nie próbowała dobijać się do Ethana, nie przejęłabym się tą sytuacją tak bardzo, jak zrobiłam to na stołówce. Opuściłam głowę w dół z nadzieją, że za chwilę nadejdzie jakieś zbawienie, które wyciągnie mnie z tego ciągłego rozmyślania.
- O, a Ty znowu tutaj. - usłyszałam głos znajomej kobiety. Byłam pewna, że już kiedyś miałam z nim styczność, jednak nie mogłam sobie przypomnieć kiedy, co, jak i gdzie. Uniosłam wzrok do góry. Zauważyłam starszą kobietę, która stała przede mną trzymając w rękach siatki. Charakterystycznie upięte włosy, głos, ubiór. Już wszystko miało jakąś wspólną całość.
Kobieta, która miała zajmować się domem, kiedy Justina nie było w mieście. - odpowiedziałam sobie w myślach na wcześniej zadane pytanie.
- Tak, jestem tu z powodu Ethana. Pani wynajmowała mu dom, prawda?
- Tak to prawda. Coś się stało? - spojrzała na mnie marszcząc czoło i poprawiając okulary.
- Czy on ma siostrę?
- Kiedy go poznawałam, to nie wspominał nic o niej. Najlepiej byłoby, gdybyś sama go o to zapytała.
- Problem w tym, że nie ma go w domu.
- Jak to? - poruszyła głową na boki. - Ethan właśnie stoi w oknie. - odparła pokazując dłonią. Automatycznie się odwróciłam zauważając zakłopotaną minę Ethana. Kiedy zniknął mi z oczu spojrzałam na kobietę ponownie.
- Dziękuję. - zaśmiałam się wstając z miejsca i rzucając się na drzwi. Zaczęłam walić w nie pięściami na zmianę z otwartymi dłońmi. Byłam wściekła i trochę rozbawiona tą sytuacją. Ethan chwilowo w oknie wyglądał, jakby się mnie bał. Złość we mnie wzrastała z każdym, mocniejszym uderzeniem. Jak można być takim idiotą i udawać, że nie ma go w domu?
- Ethan, otwórz drzwi, albo wyważę te cholerstwo! - zaczęłam krzyczeć próbując je przepchnąć. Chłopak zaczął powoli otwierać drzwi. Wściekła weszłam do mieszkania odwracając się do niego przodem i kaszląc tak, aby dać mu znak, że ma się do mnie odwrócić. Wiedział o co mi chodzi, więc zrobił to, co miałam na myśli.
- Powiesz mi, co to miało znaczyć? Kim jest dla Ciebie Justin? Skąd go w ogóle znasz? - zaczęłam krzyczeć.
- Nie powiem Ci, nie mogę.
- W tej chwili masz mi powiedzieć. Na pewno wiesz, co z nim teraz jest. Ethan, powiedz. - wzięłam głęboki wdech.
Chłopak zaczął wędrować po przedpokoju kierując się w stronę salonu. Poszłam za nim nic nie mówiąc z cichą nadzieją w środku, że w końcu się czegoś dowiem. Kiedy znaleźliśmy się w salonie Ethan usiadł na kanapie, a ja stanęłam przed nim.
- A więc?
- Nie April, nie powiem Ci. Nic Ci nie powiem. - wzruszył ramionami. Znowu złość zaczęła we mnie rosnąć, wzrastała szybciej, niż przedtem. Próbując się uspokoić spojrzałam na chłopaka siadając na ziemi.
- W takim razie zacznijmy inaczej. Ethan, dlaczego skłamałeś w kwestii z siostrą? - uniosłam brwi do góry oczekując odpowiedzi.
- Czy to ważne? Przecież i tak już o wszystkim wiesz. - wzruszył ramionami opierając ręce na oparciu kanapy.
- Nadal o niczym nie wiem. To, że znasz Justina to nie jest nawet połowa tego, co chcę i o czym powinnam mieć świadomość.
Chłopak spojrzał na mnie opierając łokcie na kolanach. Chowając twarz w dłoniach głośno westchnął. Spojrzałam na niego drapiąc się po czole. Za pewne wiedział jakie relacje miałam z Justinem, wiedział wszystko, byłam tego pewna. Skoro wiedział, dlaczego nie powie mi co u niego? Dlaczego nic mi nie powie?
- April. - usłyszałam ciche szepnięcie chłopaka. Odwróciłam w jego stronę głowę i kiwnęłam głową pozwalając mu dokończyć to, co chce powiedzieć. - Bo to jest tak, że Justin i ja to dobrzy kumple. - spojrzałam na niego kiwając głową. - Poprosił mnie, żebym Cię pilnował, bo sam nie mógł tego zrobić. Wiedział, że namiesza Ci w życiu, a nie chciał tego zrobić.
- Mhm.
- Problem tkwi w tym, że Justin wyjechał do Londynu. Miał wczoraj wypadek, muszę do niego jechać. A Ty tak naprawdę, nie powinnaś wiedzieć tutaj o niczym. - pokręcił głową.
- Lecisz do niego?
- Tak.
- Lecę z Tobą.
- April nie możesz.
- Ethan pozwól mi. Muszę z nim porozmawiać. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Dobra, dzisiaj o 2 mamy wylot. O 12 będę po Ciebie. - cicho westchnął.
Uśmiechnęłam się sama do siebie wstając z miejsca. Pożegnałam się z Ethanem i wyszłam z mieszkania kierując się ku swojemu domowi. W głębi strasznie cieszyłam się z tego, że w końcu zobaczę Justina, jednak bałam się, że jego widok, stan w jakim jest obecnie może mnie przerazić.
***
Kilka minut przed 12 postanowiłam zostawić liścik dla mamy powiadamiający ją dlaczego nie ma i nie będzie mnie przez dłuższy czas w domu. Usiadłam przy biurku próbując zebrać myśli. Nie miałam pojęcia, co powinnam jej napisać. Nie chciałam, żeby to brzmiało jakoś "Hej mamo, jadę sobie do Londynu. Wrócę dosłownie za kilka dni, nie bądź zła." Oparłam łokcie na blacie biurka zastanawiając się od czego zacząć. Chwytając długopis w rękę zaczęłam bazgrać coś na kartce.
"Hej mamo. Na sam początek, proszę Cię nie bądź na mnie za to zła. Mam bardzo ważną sprawę do załatwienia w Londynie. Obiecuję, że po powrocie o wszystkim Ci opowiem. Wrócę za kilka dni, góra tydzień. Uwierz, jestem w dobrych rękach. Jak coś to dzwoń, tylko proszę, nie denerwuj się niepotrzebnie. Wrócę cała.
April."
Złożyłam kartkę i wsadziłam ją do koperty. Po chwili dostałam wiadomość od Ethana, że czeka już na dole. Ruszyłam w stronę okna przypatrując się gdzie dokładnie stoi jego samochód. Kiedy już znalazłam maszynę otworzyłam okno i łapiąc torby rzuciłam je przez okno. Nie było tam nic cennego, co można było zbić. Sterta ciuchów i jakieś kosmetyki, dlatego zbytnio nie obawiałam się o jej zawartość. Zaczęłam wychodzić przez okno, co wyszło mi całkiem dobrze. Szybko uporałam się z zejściem. Zeskakując na ziemię otrzepałam swoje dłonie i ponownie złapałam swój bagaż biegnąc w stronę samochodu Ethana. Kiedy wsiadłam przywitał mnie śmiech mojego kolegi. Zapinając pasy spojrzałam na niego unosząc brew ku górze. Co go tak śmieszyło? Śmiał się jak kompletny idiota, który zaraz miałby się udławić powietrzem.- Ogarniesz się w końcu Ethan? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Co Cię tak śmieszy?
- Widok dziewczyny wychodzącej oknem nie jest codziennością. - pokręcił głową i odpalił samochód.
Ethan.
Pasażerowie lotu 8829 do Londynu proszeni są o ustawienie się przy bramce numer 4. Powtarza, pasażerowie lotu 8829 do Londynu proszeni są o ustawienie się przy bramce numer 4. Dziękuję.
Wstając z miejsca równo z April złapałem swój i jej bagaż w ręce. Kierowaliśmy się w stronę naszego wyjścia. Odkąd pojawiliśmy się na lotnisku po głowie chodziła mi tylko myśl, co takiego zrobił Justin, że trafił do szpitala. Chłopak jest nieobliczalny. Bójka? Jakiś napad? Zwykły wypadek? Nie miałem pojęcia. Wiem tylko tyle, że porządnie mi się od niego dostanie, kiedy zobaczy mnie z April. Nie chciał, żeby dowiedziała się, gdzie jest. Nie chciał po prostu jej martwić i zwalać na nią kolejnych problemów. Sądzę, że zachował się jak dzieciak. Po prostu uciekł, zamiast stawić czoła swojemu dziwnemu przypadkowi. Ale zrobił jak chciał, teraz będzie miał nauczkę i zobaczy, co mógł stracić gdyby nie ja.
- Ethan, wszystko w porządku? - z zamyśleń wyrwał mnie głos April.
- Tak tak. Wyciągnij bilety. - posłałem jej uśmiech.
Dziewczyna wyciągnęła je z kieszeni kurtki. Kiedy nadeszła nasza kolej sprawdzenia biletów wziąłem głęboki wdech, no Justin za kilka godzin się zobaczymy.
***
Lot samolotem minął nam spokojnie. April przez połowę lotu spała, co mi też się udzieliło. Bez żadnych problemów dotarliśmy na miejsce. Wychodząc z samolotu próbowałem włączyć telefon, który niestety wcześniej musiałem wyłączyć. Kiedy znaleźliśmy się na lotnisku ruszyliśmy po odbiór naszych bagaży. Znudzona April usiadła na wózku, gdzie miałem położyć walizki. Stanąłem w kolejce oczekując, aż w końcu taśma ruszy.
- Jezu Ethan, przyśpiesz to. Chce mi się spać. - usłyszałem głos zaspanej April.
Zaśmiałem się, a kiedy taśma ruszyła zacząłem przypatrywać się walizkom. Kiedy zauważyłem nasze bagaże szybko je złapałem i zaniosłem na wózek. Położyłem je na ich miejscu jednocześnie pomagając wstać dziewczynie i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Pakując walizki do lotniskowej taksówki zacząłem wypytywać się kierowcy o szpitale.
- Wiesz chłopcze, w Londynie jest wiele szpitali. - zaśmiał się. - Ostatnio słyszałem o jakimś wypadku samochodowym. Podejrzewam, że mężczyzna trafił do Reymond Hospital.
- A może mi pan powiedzieć, na jakiej ulicy się znajduje? Ten chłopak to najprawdopodobniej mój kolega. - spojrzałem na mężczyznę błagalnym wzrokiem.
- Na Judes Street, nie jestem pewny tylko, czy Cię tam wpuszczą. Ponoć jest w tragicznym stanie. - odparł zamykając bagażnik.
***
Kiedy znaleźliśmy się w hotelowym pokoju opadłem na swoje łóżko. Nie rozpakowując walizek we dwójkę od razu zasnęliśmy na swoich miejscach.
Budząc się rano dostrzegłem, że łóżko April jest puste. Rozciągnąłem się i wstając z miejsca rozejrzałem się po pokoju powoli kierując się do łazienki. Drzwi zamknięte - szykuje się na spotkanie Justina, czy jak?
- Nie strój się za bardzo, bo nawet nie wiadomo, czy nas do niego wpuszczą.
- Co powiedziałeś? - wyjrzała przez drzwi patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Porozmawiamy w drodze, a teraz wychodź.
Wyszła z łazienki, w której ja znalazłem się zaraz po niej. Wziąłem szybki prysznic i owijając ręcznik wokół bioder poszedłem do sypialni po jakieś ciuchy, z którymi ponownie wróciłem do toalety. Szybko się przebrałem i wracając do April przeciągnąłem się.
- Gotowa?
- Od wczoraj. - zaśmiała się wstając z kanapy.
Podszedłem do drzwi otwierając je i przepuszczając ją pierwszą. Zamknąłem je za sobą i chowając ręce w kieszeniach spodni poszedłem na dół za April. Pod hotelem jak zwykle stało pełno taksówek, wsiedliśmy do jednej z nich. Podałem kierowcy adres o którym dowiedziałem się w nocy od lotniskowego taksówkarza. Uśmiechnął się kiwając przy tym głową i ruszył przed siebie.
April.
Kiedy znaleźliśmy się przed szpitalem serce biło mi jak oszalałe, jakby miało zaraz wyskoczyć. Brałam ciężkie, głębokie wdechy. Bałam się, tak strasznie bałam się widoku Justina, jego stanu. Bałam się teraz w sumie wszystkie, co było związane z nim. Ethan złapał mój nadgarstek delikatnie go ściskając i weszliśmy do środka ogromnego budynku. Sam zapach unoszący się wewnątrz budynku przyprawiał mnie o dreszcze i mdłości. Nie mogłam go określić, po prostu pachniało tu szpitalem.
Ethan zaczepił jedną z pielęgniarek, która wysłała nas do jakiegoś lekarza, z którym chłopak uciął sobie dosyć długą pogawędkę. Nie chciało mi się czekać, więc ruszyłam na mały "spacerek" między salami. Rozglądałam się przez małe szybki, przez które był widok na ich wnętrze. Łóżka obłożone skórzanym materiałem, na to biała pościel. Pełno kroplówek oraz innych urządzeń, które były przeznaczone do rzeczy dla mnie nierealnych. W niektórych salach leżały dzieci, w innych młodzi ludzie. Zdarzały się też sale puste, lub przepełnione staruszkami. Przechodząc już obok sali przy której miałam zawracać zobaczyłam przez okienko, że w sali leży jedna osoba. Jej wygląd był straszny. Twarz cała we krwi, posiniaczona. Na głowie bandaż. Podbiegłam bliżej okienka przypatrując się mężczyźnie. Serce zaczęło mi bić szybciej.
- Boże, Justin. - wyszeptałam kładąc dłoń na szybie, a z moich oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy, które szybko przemieniły się w płacz. Odwróciłam się tyłem do drzwi zjeżdżając po nich na dół. On tam leżał, nie wiem nawet czy oddychał. Był tam, na łóżku. Cały we krwi, w siniakach, poobijany. Ten Justin, który uratował mi życie, w każdej chwili może stracić swoje.
Poczułam cudze ręce oplatające moje ciało. Uniosłam wzrok do góry widząc Ethana, który pomagał mi wstać z zimnej, szpitalnej podłogi. Mocno przytulił mnie do siebie patrząc w stronę szyby.
Justin.
Nie miałem pojęcia co się stało. Próbowałem się przebudzić, kiedy chciałem otworzyć oczy miałem wrażenie, że coś mocnego mi je przytrzymuje i uniemożliwia mi tę czynność. Następnie próbując się podnieść poczułem straszny ból w klatce piersiowej, oraz w tylnej części głowy. Moją reakcją było ciche syknięcie i ponowne oklapnięcie na łóżko. Próbując przyzwyczaić się do rażącego światła, zauważyłem, że jestem w szpitalu, jednak nadal nie miałem bladego pojęcia co się takiego stało, że tutaj jestem. Próbując odwrócić głowę, by bardziej rozejrzeć się po pomieszczeniu w okienku drzwi zobaczyłem Ethana. Mimowolnie uśmiechnąłem się w jego stronę, co chłopak zauważył i odwzajemnił. W jego ramionach zauważyłem brunetkę. Może w końcu znalazł sobie dziewczynę? Zaśmiałem się. Patrząc tak nadal na tę dwójkę zobaczyłem, że brunetka zaczęła się odwracać w moją stronę. W końcu zobaczę, jak będzie wyglądała moja "szwagierka". Te same rysy twarzy, zapłakane oczy, te włosy.
- April...-wycedziłem przez zęby. Ostatni widok, który zapamiętam przed kolejną utratą przytomności to jej zapłakana twarz, która właśnie przylegała do drzwi, próbując mnie zawołać.
______________________________________________
Hej. Tu @jvstindxrg, od dzisiaj jestem współtwórcą treści tego fanfiction. Rozdział jest mojego autorstwa, wybaczcie każdy błąd, ale dopiero się rozkręcam. Kto by pomyślał, że będę pisała Relief, skoro pamiętam, jak spamowałam do autorki o nowy rozdział? Hahahaha, omg :D
Czytasz - komentujesz. :)
asldhlsdghlsah wspaniały, kto by pomyślał, że będę miała zaszczyt czytania własnego opowiadania haha :)
OdpowiedzUsuńświetne *.* warto czekać
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCuuudny !!!! Czekam nn :)
OdpowiedzUsuńWspaniały, wspaniały i jeszcze raz wspaniały
OdpowiedzUsuńjejku świetny ci wyszedł ten rozdział :) oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuń~Roza
omfgdihfbjkdwerthy kocham!
OdpowiedzUsuńświetny rozdział. ♥
OdpowiedzUsuńcudo *_*
OdpowiedzUsuńnastępny proszę :*** :)
Super.. Witamy :)
OdpowiedzUsuńBoze ile ja na to czekałam ! W końcusie zobaczyli ! Dziekuje za rozdział ! Cudowny czekam na nowy błagam daj szybko . KC <3
OdpowiedzUsuńO jeju, wspanialy. :((( 💖💖💖
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie @olgaswagpl
Wreszcie jest! Boski!
OdpowiedzUsuńczekam na nn!!!!! :) cudo
OdpowiedzUsuńWreszcie! ;))
OdpowiedzUsuńJeju chcę następny : o
OdpowiedzUsuńczekam habjbfajhbgka
OdpowiedzUsuńDziewczynki , możecie dodać już jtr nowy rozdział, bo ja tu kurwa zdycham o kolejny post . Jak do piątku go nie dodacie to chyba będzie ze mna tak jak z Justinem tyle że ja stracę przytomność z powodu , wiecie jakiego :) Czekam na rozdział . Napiszcie mi na tt kiedy wyjdzie kolejny - @MeganDreamers
OdpowiedzUsuń