Rozdział 15

Josh
Raaany, co za koleś. Chyba nie myślał sobie, że w tak szybkim tempie, w tak krótkim czasie uda mi się przygotować lewe papiery? Żeby wyglądały na prawdziwe potrzeba na to co najmniej 2 dni. Dwóch dni a nie niecałej doby! Miałem fatalny dzień a na dokładkę dostałem nieoczekiwane zlecenie, po prostu super. Zaczynałem żałować, że kiedyś poprosiłem go o pomoc, bo teraz spłacanie długu nie będzie miało końca. 
Nie zdążyłem nawet zrobić sobie kolacji, bo od razu zabrałem się do pracy. 
***
Obudziłem się o 4 rano z głową na klawiaturze komputera. Nie skończyłem jeszcze swojego zadania a mój organizm postanowił robić swoje. Czasu miałem coraz mniej a papiery dla Justina nie były gotowe jeszcze nawet w połowie. Ledwo widziałem na oczy, powieki stawały się coraz cięższe, dlatego żeby nie zasnąć co jakiś czas zadawałem sobie bolesne klapsy w policzek. Musiałem zadzwonić do znajomego po pomoc, bo sam nie dałbym sobie rady. Kosztowało mnie to sporo kłopotów i wrzasków do słuchawki, że dzwonię o tej godzinie, ale lepsze to niż zadzierać z Justinem. Z pozoru niby fajny chłopak, nie? Ale nie chcielibyście widzieć go zdenerwowanego. Miałem okazję być w jego towarzystwie w najgorszych chwilach i szczerze mówiąc nie chciałbym tego powtórzyć nawet za wszystkie pieniądze świata. Z drugiej strony nie dziwię mu się, że jest taki a nie inny. Miał naprawdę ciężkie dzieciństwo, nie wiem jak ja zniósłbym utratę matki w tak młodym wieku i nie mógłbym polegać na ojcu bo nie znałbym go. Fatalna sytuacja. Ci co znają jego historie dziwią się łącznie ze mną, że jeszcze się jakoś trzyma, co prawda minęło już kilka lat, ale to wszystko na pewno siedzi mu jeszcze pod skórą. 

Justin
Musiałem mieć nowe dokumenty jak najszybciej i załatwić tego skurwiela nie zostawiając po sobie śladów. Miałem już plan, który niebawem miał wkroczyć w życie z ogromnym hukiem. Wystarczyło parę telefonów tu i tam a zadanie samo zostało wykonane. Oprócz zorganizowania całej akcji, nie musiałem maczać w niczym palcy. Od tego miałem ludzi, nie jednego ale całą masę ludzi, którzy nie spłacili jeszcze przysług które kiedyś im wyświadczyłem. Tak to jest kiedy ludzie dla pieniędzy zrobiliby wszystko, a ja nie miałem z nimi nigdy problemu, dlatego pożyczałem je w zamian za pomoc, gdy będę jej potrzebował. Właśnie przyszedł czas zrewanżowania się. Cała akcja nie była jakoś bardzo skomplikowana, znany byłem z prostoty i szybkiego działania. Wszystkiemu przyglądałem się z daleka z rękoma w kieszeni i łobuzerskim uśmieszkiem. Lubiłem kiedy wszystko szło po mojej myśli i tak było również tym razem.
Zacząłem od gromadzenia wiadomości na temat Stivena Lewerenza, w sumie to nie one odgrywały tutaj najważniejszą rolę. Potrzebny był mi tylko dzień wypuszczenia go z aresztu i przewidziana godzina jego powrotu do domu. Wszystko było dokładnie zaplanowane, moi ludzie ukryci byli tak, by nikt ich nie zauważył, a ja w spokoju obserwowałem przebieg akcji z mojego czarnego audi.
Była godzina 23:40 kiedy ujrzałem zataczającego się na chodniku mężczyznę. W całej swej okazałości pan Lewerenz. Już myśleliśmy, że się nie pojawi a tu proszę! Plan musiał przesunąć się o 4 godziny co nie zmienia faktu, że wszyscy byli w gotowości. W sumie, sam ułatwił nam sprawę. Pojawił się wtedy, gdy na ulicach nie ma już ludzi, a światła w domach przeważnie są już zgaszone. Ledwo trzymał się na nogach i bełkotał coś pod nosem. Czekaliśmy aż zacznie otwierać drzwi od domu i wtedy właśnie wydałem rozkaz do telefonu, żeby zabrali się do roboty. Jeden z moich ludzi - Cole zaszedł go od tyłu i tak, by nie zwracać na siebie uwagi zaciągnął go za dom, gdzie czekała reszta. Planem nie było zabicie go, ale danie mu porządnej nauczki - to wszystko. Wszyscy byli w maskach, więc nie było szans rozpoznania nikogo ze zgromadzonych. Ja na wszelki wypadek w zaparkowanym po drugiej stronie ulicy samochodzie zmieniłem tablice rejestracyjne na fałszywe, by w razie problemów nikt mnie nie odnalazł. Jeszcze tej nocy miałem odebrać swoje nowe dokumenty, więc niczego się nie obawiałem.
Tak sobie myślałem, że nie wiem skąd we mnie taka żądza zemsty. Może dlatego, że nie miałem do końca cudownego dzieciństwa? Moja mama była wspaniałą kobietą. Kochała mnie najbardziej na świecie, bo miała tylko mnie, a ja miałem tylko ją. Cały czas obwiniam się za sytuację w której zginęła. Bo była to moja wina. Byłem mały, nie miałem tyle siły, żeby jej pomóc a ona tak strasznie krzyczała i błagała o pomoc. Ciągle w głowie słyszę jej krzyk "Uciekaj!" a ja mimo jej rozkazów nadal stałem bez ruchu. Patrzyłem na to wszystko, patrzyłem jak resztkami sił próbowała podnieść się z ziemi. Patrzyłem jak wyciągała do mnie rękę, by pocieszyć mnie i zapewnić że wszystko będzie dobrze. Chciała mnie przytulić ten ostatni raz, ostatni raz przed śmiercią. Stałem jak słup soli i przyglądałem się jej ruchom ust, gdy mówiła "kocham c..." i już nie skończyła, bo umarła. Pamiętam jak przytulałem jej martwe ciało i czekałem na ruch z jej strony. Wtedy jeszcze nie rozumiałem że odeszła, ciągle miałem nadzieję, że po prostu zasnęła, bo była zmęczona, ale ona nie otwierała oczu. Mijały dni a ona nadal leżała, a ja obok niej. Trzymałem jej zimną, siną rękę i opowiadałem jej bajki. Ciało zaczynało już śmierdzieć, a ona nadal wyglądała pięknie. Przez te wszystkie dni nie chodziłem do szkoły, więc ktoś w końcu zaczął interesować się czemu jestem nieobecny. Pewnego dnia ktoś zapukał do drzwi. Poszedłem je otworzyć a w drzwiach stała moja wychowawczyni. Ona też zauważyła, że coś jest nie tak z moją mamą, źrenice jej się powiększyły, zakryła usta dłonią i czym prędzej wyciągnęła mnie z domu. Chciałem do mamy, płakałem, szarpałem się. Chwilę później przyjechała policje i pogotowie. Zabrali moją mamę i już nigdy więcej jej nie zobaczyłem. Chodziłem przez jakiś czas do lekarza, który rozmawiał ze mną (próbował rozmawiać), jednak nic się nie dowiedział. Od tamtej pory miałem koszmary, nie mogłem spać w nocy. To wszystko było takie okropne.
Później trafiłem do domu dziecka, miałem tam wielu przyjaciół, którzy mieszkali razem ze mną, bo też nie mieli nikogo. Ja miałem a mimo to zamieszkałem właśnie tam. Moi dziadkowie starali się o prawa nade mną, ale nie mieli wystarczających warunków by sąd przyznał mnie pod ich opiekę. Nie miałem im tego za złe, robili wszystko co w ich mocy. Tak mijały kolejne lata. Z każdym dniem zaczynałem rozumieć co stało się tamtego dnia, złość we mnie rosła, chciałem odnaleźć tego kogoś, kto zabił mi najbliższą serca osobę, jednak do tej pory mi się nie udało. Mimo to nie traciłem nadziei. Jak nie dziś to jutro - powtarzałem sobie.
I tak cię kiedyś znajdę.
________________________________________
Nareszcie udało mi się skończyć kolejny rozdział, przepraszam, że trwało to tak długo.  Jak wam się podobał rozdział? :)

6 komentarzy:

  1. Omg to jest cudowne xjskconiosniskn <3
    / @swaggiies

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny. ♥ i nareszcie dowiedziałam sie dokładnie co z przeszłością Justina. *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. RADZE CI DODAĆ BUTTON, BO SZABLONARNIA CIĘ MOŻE ZGŁOSIĆ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za troskę, ale pisałam już do osoby która robiła ten szablon, że go biorę :)

      Usuń