Nie wiem co działo się po tym jak dotarliśmy do samochodu, pewnie od razu usnęłam, bo obudziłam się kiedy na dworze było już całkiem widno. Przeciągnęłam się wydając przy tym cichy pomruk. W aucie nie było Justina, więc zrzuciłam z siebie koc i wyszłam na zewnątrz.Powietrze było tak świeże i przyjemne, że nabierałam go jak najwięcej do płuc. Gdzieniegdzie przez korony drzew przebijały się jasne promienie słoneczne. Z daleka słychać było szum oceanu. Czego chcieć więcej? Po drzewach i ściółce latały malutkie wiewiórki, nie wiedziałam jak są nastawione dla nieznajomych dlatego wolałam się do nich nie zbliżać. Rozejrzałam się dookoła a śladu po Justinie nie było żadnego. Moje ubrania były już suche, ale wyglądałam jak chodząca kupa nieszczęścia. Potrzebowałam porannego prysznica, natychmiast. Przygładziłam ręką włosy stojące na wszystkie strony - istny koszmar.
Szłam wzdłuż leśnej drogi prowadzącej nad ocean, myślałam że może tam spotkam Justina. Przeliczyłam się, kiedy ujrzałam przed sobą pusty teren. Przysiadłam na końcu skarpy a nagi spuściłam swobodnie w dół. Bawiłam się końcem bluzki i nie wiedziałam co mam dalej robić. Woda rozciągająca się pode mną była dzisiaj wyjątkowo spokojna, miałam ochotę popływać. Z nudów znalazłam jakiś patyk i zaczęłam grzebać w ziemi. Nie było to nic konkretnego zwykłe kreski i zawijasy. Niecierpliwiłam się trochę, bo nie miałam pojęcia gdzie jest Justin. Przecież nie zostawiłby mnie tutaj ze swoim samochodem i wrócił do domu, prawda? Wstałam ostrożnie z ziemi i powoli zbliżałam się do miejsca z którego wyruszyłam. Czarne auto dalej stało w świetle promieni światła a chłopaka dalej nie było. Co jest?
Weszłam do środka pojazdu i już miałam przeszukać wszystkie rzeczy które się w nim znajdowały, by znaleźć jakieś informacje na jego temat kiedy wyszedł zza drzew z wielkim koszem pełnym jedzenia. Skąd on to wziął? Na mój widok przyspieszył kroku a jego twarz rozświetlił rząd białych jak śnieg zębów. Był taki piękny. Nie mogłam się na niego napatrzeć. W brzuchu czułam stado motyli albo nawet dwa stada.
- Dzień dobry! - krzyknął z daleka a ja dygnęłam lekko trzymając końce mojej bluzki na co zaczął się śmiać.
- Jak ci się spało? - zapytał dalej się uśmiechając.
- W porządku, nawet nie wiem kiedy całkiem odleciałam. - poskarżyłam się.
- Ah, tak działają tabletki, nic się nie martw.
- Co?! - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia i przerażenia.
- Tylko żartowałem aniele - znowu parsknął śmiechem.
- Nieważne. - jego żarty w ogóle nie były śmieszne.
Kiedy znalazł się obok mnie podał mi wiklinowy koszyk a sam poszedł do samochodu po koc, którym okrywaliśmy się w nocy. Rozłożył go na trawie i zaprosił mnie, bym usiadła obok niego. Uklękłam przy nim i postawiłam przed nami kosz, który ledwo mogłam utrzymać. Justin zaczął wyciągać z niego jedzenie. Byłam tak głodna, że piszczało mi w brzuchu. Na widok truskawek w czekoladzie dostałam ślinotoku - dosłownie.
- Skąd to masz? - zapytałam.
- No przecież nie ukradłem, spokojnie. Mam pewne źródła, jeśli się czegoś obawiasz mogę zacząć jeść pierwszy - spojrzał na mnie kontem oka.
- Nie bądź śmieszny - sięgnęłam po jedną z truskawek które leżały na kocu w niewielkim metalowym pojemniku. Czekolada zaczynała się już powoli topić dlatego chciałam żeby owoc trafił jak najszybciej do mojej buzi by nie ubrudzić sobie ubrania. Ugryzłam kawałek i rozkoszowałam się smakiem który zalał moje kupki smakowe a Justin przyglądał mi się z zainteresowaniem. Nie wiedziałam o co mu chodziło dlatego część truskawki położyłam na plastikowym wieczku, które zakrywało resztę owoców. Popatrzyłam na niego z pytającym wzrokiem na co on wybuchnął śmiechem. Byłam zażenowana jego reakcją do czasu kiedy przez łzy powiedział żebym wytarła sobie nos. I tak właśnie okazałam się totalną ciamajdą, było mi wstyd a on uważał to za słodkie. Zupełnie go nie rozumiałam.
- Hej! To wcale nie jest śmieszne! - krzyknęłam i sięgnęłam po drugą truskawkę, by również umazać go czekoladą. Nie udało mi się ponieważ szybko złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Patrzyliśmy na siebie w ciszy a on specjalnie odwrócił moją uwagę sobą by drugą ręką sięgnąć czekoladową polewę w butelce i oblać mi nią koszulkę. Zaczęłam piszczeć i wytarłam całą zawartość o jego granatową bluzę po czym podniosłam się i zaczęłam uciekać. Słyszałam za sobą szuranie, więc wiedziałam że mnie goni. Mój śmiech roznosił się echem po całym lesie. Biegłam w nieznanym mi kierunku ale puki Justin był tuż za mną nie bałam się, że się zgubimy. Ziemia w dalszym ciągu była mokra po wczorajszej ulewie. Trampki miałam całe brudne od błota. Odwróciłam się, żeby ocenić jak daleko jest ode mnie chłopak, kiedy poślizgnęłam się na gnijących liściach i nim zdążyłam krzyknąć już leżałam w leśnym brudzie. Gorzej już być nie mogło.
- To jakiś koszmar! - zaczęłam burczeć pod nosem i strzepywać z siebie wszystkie ohydztwa które przykleiły mi się do ubrania i włosów.
- Do twarzy ci - znowu śmiał się w głos.
- Czy ciebie wszystko do cholery bawi? - warknęłam.
- W szczególności ty.
Podniosłam się oburzona, nie chciałam tego dłużej słuchać. Szłam energicznie przed siebie a z ubrań spadały mi jeszcze szczątki ściółki.
- Zaczekaj! - wołał za mną Justin.
- Odczep się. - szłam dalej nie odwracając się za siebie.
- Ani mi się śni - podbiegł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię. Nie wiedziałam gdzie mnie niesie, zaczęłam się szarpać i krzyczeć żeby postawił mnie na ziemie ale nic do niego nie docierało. Szum oceanu było słychać coraz bliżej. Wszystko wirowało mi do góry nogami. Jedyne co widziałam to jego zgrabny tyłek i drogę która chwilę później zamieniła się w piasek. Byliśmy na plaży? Tak szybko?
- Pomyślałem że może chciałabyś się trochę opłukać. Nie sądziłem, że taka ostra z ciebie sztuka, aniele. - uśmiechnął się do mnie szczerze.
- Jasne, mogłeś tak od razu. - ruszyłam w stronę napływających fal. Zdjęłam moje brudne trampki i skarpetki po czym ruszyłam prosto do wody. Justin został na miejscu i przyglądał mi się z daleka.
- Nie ma za co! - krzyknął.
Woda była lodowata, traciłam czucie w nogach gdy znalazłam się w niej po pas. Fale zaczęły się nasilać a z każdym nowym prądem znajdowałam się coraz dalej od brzegu. Nie byłam dobrym pływakiem. Zanurzyłam się by wszystko co znajdowało się na moich włosach odpłynęło w cholerę a kiedy się wynurzałam ogromna fala poprowadziła mnie z powrotem na dno. Starałam się wydostać, ale straciłam orientację i nie potrafiłam odróżnić góry od dołu. Przebierałam nogami a ledwo namacalny grunt osuwał mi się spod nóg z każdym krokiem. Znalazłam się na powierzchni dosłownie na sekundę i jedyne co przyszło mi w tej chwili do głowy to żeby krzyczeć w niebo głosy jego imię.
______________________________________________________
Jest kolejny rozdział. Kończę pisać również 7 więc dodałabym go jutro ale biblioteka będzie zamknięta bo święto blablabla a innego dojścia do wifi tutaj nie mam bo wszystko mendy poblokowały hasłami. Gdybyście byli ciekawi co u mnie (tak wiem: ale nie jesteśmy) to chciałam wam tylko napisać, że przyjechała do mnie dzisiaj siostra z Belgii którą widziałam tylko raz w życiu mając chyba roczek. Jest super miła :)
Swietnyyyyy. ♥
OdpowiedzUsuńkocham kocham kocham
OdpowiedzUsuńLalala
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń